Jak każda szyciomaniaczka, musiałam i ja spróbować swoich sił w szyciu maskotek. Zwłaszcza, że praca w zakładzie krawieckim zapewnia całe kilogramy ścinków tkanin 😄
Tak, możecie się śmiać, sama jestem rozbawiona widząc, co wyszło z pierwszych prób. Wykrój znaleziony na Pintereście zaopatrzony był w zdjęcie pięknego, symetrycznego, idealnego wręcz misia. Niestety, zdjęcie sobie a wykrój sobie... Zresztą, sami zobaczcie:
Nie widać tego na zdjęciu,ale brzuszki wyszły takie, jakby misie walczyły z przepukliną... Nie mając wyjścia, zmodyfikowałam części wykroju i spróbowałam jeszcze raz.
Te już bardziej przypominały misie, chociaż do ideału im jeszcze daleko. Różowa panienka to ostatnia próba modyfikacji:
Pomiędzy misiami wpadł mi w ręce wykrój na zabawnego szczurka i ze ścinków minky powstał Ferduś, który pilnował mojej maszyny w pracowni:
Dzieciom tak się szczurek spodobał, że chcąc nie chcąc musiałam uszyć jeszcze kilka, m. in. w wersji dziewczęcej na urodziny bratanicy:
Kolejny gryzoń już w towarzystwie następnego.. eee.. misia? Historia podobnie jak z pierwszymi - co innego na zdjęciu,co innego wyszło. Ten miś bardziej przypomina owcę hihi, ale Misiek powiedział, że jemu się podoba i nikomu nie odda 😀
Zwierzaków powstało trochę więcej, niestety nie wszystkie zdążyłam sfotografować, bo rozbiegły się po mieście 😉
Wspaniałe psytulaki :), nie dziwię się że się rozeszły :)
OdpowiedzUsuńAleż rewelacyjne są te pluszaczki, w każdej wersji mi się podobają, pozdrawiam Ania
OdpowiedzUsuń